Odliczając miesiące i lata od śmierci Józefa Stalina, obywatele Związku Radzieckiego
i uzależnionych od niego krajów odliczali etapy drogi, która wiodła ich ku jakiejś nieznanej,
ale – jak wierzyli – szczęśliwszej przyszłości. Stopniowo luzowano rygory, wypuszczano więźniów, zamykano obozy – wszystko to nazywano odwilżą, od tytułu powieści Ilii Erenburga, wydanej w 1955 roku. W Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej te zmiany, początkowo nieśmiałe, nabrały wielkiego przyspieszenia. Przybysze z ZSRR widzieli tu już nie odwilż, a prawdziwą powódź. W połowie 1956 roku ambasador tego kraju mówił, że aresztowałby wszystkich redaktorów warszawskich gazet: pozwalali sobie na gorszącą swobodę publikacji. Przede wszystkim zaś polscy towarzysze dopuścili do rozpowszechniania tajnego referatu szefa radzieckiej partii Nikity Chruszczowa, który w lutym 1956 roku na zamkniętej części XX Zjazdu KPZR opowiedział o wybranych przestępstwach Stalina.
Tak otworzył się polski rok 1956.
Ponadto: Piraci morza śródziemnego, Zwierzęta w średniowiecznym i nowożytnym sądzie,
„Zajść albo nie zajść”, czyli dylematy stare, ale wciąż aktualne